Alicja |
Wysłany: Sob 11:02, 19 Maj 2018 Temat postu: |
|
.
Kochani, opowiem Wam moją historię , może trochę ku przestrodze. Mój Gabryś jest bardzo dzielnym chłopcem. W przyszłym tygodniu kończy 6 lat. Byliśmy niedawno w Polsce na pogrzebie bardzo bliskiej mi osoby. Mój synek w sumie świadomie po raz pierwszy uczestniczył w takiej ceremonii, zadawał dużo mądrych, życiowych pytań.
Po tak smutnym dla nas czasie, trzeba było wracać do Anglii. O 17 bus do Berlina, lot ok 23. Ustalony czas na dotarcie do domu- ok 4 rano. Już przyszykowana, budzę ok 16 Gabrysia z drzemki. Zmęczony, poszedł się położyć. Nagle zrobiło mu się niedobrze i zwymiotował. Przed samym wyjazdem- myślę: no nie w najlepszą porę, ale trzeba jechać.
Wymioty w busie. Dzwonię do brata czy jego córka też ma zatrucie. Odpowiedź: "bo on się nażarł tej mamby i słodyczy od ciotek i pewnie to mu zaszkodziło". Dzięki brat- sobie myślę- że mu tych cukierków, nie zabrałeś, jak widziałeś.
I tak całą drogę. W samolocie przysnął, po samolocie znowu. Dobrze, że zawsze mam wystarczająco dużo jednorazówek i chusteczki nawilżane. Do domu jakoś doszedł na nogach. Nawet wspomniał, że już lepiej.
Dzień2: Poniedziałek. Do szkoły trzeba wysłać. Ja też do pracy idę. Zjadł śniadanie, po czym z powrotem wskoczył do łóżka. Nie będę wyrodną matką, po takiej ciężkiej nocy- niech sobie w pracy radzą. Dzwonię do szkoły, dzwonię do pracy. Odsypiamy poł dnia.
Wieczór: znowu wymioty. Zły znak- myślę głośno, ale nie narzeka na bol brzucha nie ma gorączki, kładziemy się spać.
Dzień 3:
1 w nocy: Trzeba za język ciągnąć- "boli Cię brzuch?"-
"troszeczkę". Daję Paracetamol.
3 w nocy: "aww awww boli", gdzie boli?-pytam. Tu- pokazuje na prawą stronę brzucha i już się martwię byleby nie wyrostek. Podaję Nurofen i dzwonię na 111. "zadzwonimy do dwóch godzin i postaramy zaaranżować emergency GP".
Tulę młodego do serca i każę spać. Po dwóch godzinach nikt nie dzwoni ale syn zaczyna bardzo płakać i nie może się już ruszać. Dzwonię znowu 111, z pretensjami, że mnie olali :"dobrze wyślemy karetkę". Na A n E od 6 rano badania krwi, mocz, ale wszystko w normie. Chirurg bez badania USG decyduje, że na stół operacyjny pójdzie o 13tej. Ufam im, bo ich znam. "Czy ma Pani jakieś pytania?". "To nasze zagraniczne wakacje, planowane od pół roku, są już raczej przesądzone?". No tak. Puszczam to marzenie w zapomnienie i tylko się modlę, by wszystko poszło dobrze.
Syn ma najlepszego anestezjologa na świecie, więc całą operację znoszę bardzo spokojnie. Chirurg też zdolna kobieta. Ne raz widziałam jak operuje chore dzieci, o jakich wyobrażenia nie miałam.
Wszystko sprawnie przebiegło, mimo perforacji. Rana na pół brzucha, choć nie powiem- estetyczna. 1 doba na oddziale intensywnego nadzoru. I pomyśleć, że wszystkiego można byłoby uniknąć, albo może przyspieszyć, gdyby mój mały dzielny mężczyzna nie był taki "odporny na ból". Nigdy nie narzeka, rzadko się skarży. Nawet po operacji niezły z niego hojrak. : -Boli brzuszek?
-Nie. Ale kiedy mamo tą rurkę wyciągną (sondę żołądkową)?
-Niedługo, jak już pozwolą jeść.
Nawet na cewnik nie narzeka. Dzielny mały/ duży chłopiec- artysta.
. |
|